środa, 31 grudnia 2014

Koniec 2014

             No i nadszedł punkt kulminacyjny tego roku. To nie był czas nie wiadomo jakich sukcesów. To był rok małych kroczków. Rok, który mnie odmienił. Do dziś pamiętam doskonale tą niepozorną chwilę, kiedy mój świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był to jeden z wiosennych, jednak zimnych i deszczowych poranków. Byłam już spóźniona do szkoły, humor mi nie dopisywał, aż w pewnym momencie zapatrzyłam się w krople deszczu bezwładnie opadające na miasto, które potem spływają ulicami donikąd. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jedna matka oddałaby życie by jej umierające z pragnienia dziecko dostało te kilka kropelek do picia, które mi spadają z nieba pod nogi. Nie mogę narzekać na deszcz, gdyż tak naprawdę jest on moim błogosławieństwem.
           Od tamtej chwili zaczęłam się cieszyć drobnostkami, chwilami zupełnie niepozornymi. Oczywiście, miewam jeszcze złe dni. Każdy takie ma, ale staram się żeby było ich jak najmniej.
          W tym roku również poznałam, zasmakowałam kilka nowych, "świeżych" rzeczy, uczuć, pasji. Jestem bardzo wdzięczna losowi ponieważ poznałam wiele odpowiedzi na pytania które zadawałam sobie dotychczas, jednak niektóre z nich budzą kolejne pytanie i tak w kółko. Mam nadzieje, że przynajmniej na część z nich znajdę odpowiedź w roku 2015.
           Na koniec roku zadałam sobie kilka ważnych pytań ( nawiązując wreszcie do tytułu posta ):
                                           Co osiągnęłam? -  Niewiele.
                                           Ile zyskałam? - Sporo.
                                           Czy skontaktowałam się z każdą dla mnie ważną osobą? - Tak.
                                           Czy byłam zawsze fair?- Nie.
                                           Czy jestem szczęśliwa? - Tak.
     
                                           A Ty?

                                                                                                                                  ~ Maja

Ps.Szczęśliwego Nowego Roku, świetnej zabawy sylwestrowej i wiele, wiele motywacji na ten czas!!!
         
( zdjęcie z sylwestra 2013/2014 )

niedziela, 28 grudnia 2014

Zdjęcia

            Rozejrzyj się po swoim pokoju, zajrzyj w głąb szafy gdzie schowane są stare albumy, otwórz plik w telefonie - wszędzie znajdują się zdjęcia.
            Czemu? Bo to one nam przypominają o tych wszystkich fantastycznych chwilach, które przeżyliśmy z rodziną, przyjaciółmi...Przypominają o chwilach, których nie chcemy zapomnieć, lecz zachować na lata w naszej pamięci. Kiedy wyciągniesz przy wigilijnym stole pudełko ze starymi fotografiami, wszyscy nagle się ożywią, zaczną wspominać  dobre czasy, śmiać się z ówczesnej mody. Zdjęcie jest pamiątką, jedną, jedyną w swoim rodzaju, a ja osobiście jestem fanką tego rodzaju wspomnień. Mój pokój, dom tonie w fotografiach. One tak nieziemsko są w stanie poprawić mi humor. Od czasu do czasu lubię zaparzyć herbatę ( koniecznie z owocowym aromatem ), usiąść obok szafy na poddaszu, opierając się o łóżko i przeglądać godzinami stare albumy. Na mojej twarzy często pojawia się delikatny uśmiech, lub łzy wzruszenia albo tęsknoty. 
           Jestem sentymentalistką. W moim domu każda zabłąkana ramka znajdzie swoje miejsce. Nie wiem co zacznę robić kiedy braknie mi miejsca na ścianach i półkach, chyba zacznę je wieszać na suficie lub obklejać podłogi.
           Zdjęcia są w jakiś niewytłumaczony sposób dla mnie terapią, zapełniają pustkę po stracie bliskiej mi osoby, zmniejszają tęsknotę,odrywają od rzeczywistości.
           Teraz są one przeszłością, lecz chciałabym, żeby kiedyś stały się przyszłością, lecz kim ja tak naprawdę chcę być?

                                                                                                                           Maja


 


 






wtorek, 23 grudnia 2014

Budapeszt - jarmarki świąteczne


                        W jeden z grudniowych, zimnych grudniowych weekendów wybrałam się z moimi dwoma przyjaciółkami - Martą i Magdą do Budapesztu na targi świąteczne.
                         W tym wspaniałym, świątecznym okresie Budapeszt tonął w lampkach, choinkach, świątecznych budkach. Grzane wino przelewało się litrami, czerwone i białe, w powietrzu unosił się zapach smażonych kiełbasek, kurtoszy, a kolędy rozbrzmiewały z każdej budki z upominkami. Ludzie wydawali się non stop uśmiechnięci, a razem z ich uśmiechem rozprzestrzeniała się ta niepowtarzalna magia świąt. Lodowisko ustawione na środku wielkiego placu, na którym ślizgały się radosne dzieciaki, lokalna telewizja robiąca dokument na temat targów, a nocą wspaniałe oświetlenie tego przepięknego miasta. Wszystko wydawało się w nim jak z bajki Disney'a. 
                          Chyba nie będę się więcej rozpisywać, zapraszam do oglądnięcia filmu, który nakręciłam w Budapeszcie, są tam ukazane kadry z targów świątecznych oraz kilka wspaniałych chwil spędzonych z moimi przyjaciółkami. 


a tutaj jeszcze kilka zdjęć ; 








                                                                                                                                                                 
 

                                                                                                                                       ~ Maja

sobota, 6 grudnia 2014

LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA

           6.12.2014. Katowice

                                                                    Drogi Mikołaju,



                   Piszę ten list w zaciszu swojego pokoju, który oświetla jedna mała świeczka. Jej blask nie daje za dużo światła, ale pozwala mi zobaczyć tą delikatną kartkę papieru, na której chcę Cię prosić o parę rzeczy. Wiem, wiem jest już bardzo późno, ciasteczka były do połowy zjedzone, a mleko za ciepłe, do północy zostało zaledwie parę minut, ale proszę, daj mi szanse i mnie wysłuchaj. 
                 Niczego tak bardzo nie pragnę jak spokoju. Spokoju mojej duszy, braku kłótni z samą sobą, spokoju w życiu prywatnym oraz spokoju na ziemi. Marzę o chociaż jednym dniu pokoju na całym świecie, żeby ludzie się przekonali jak jest pięknie i nie czynili więcej tego co złe.
                 Marzę, o braku zmartwień, o życiu chwilą, o tym, żeby nie istniały problemy. Żeby nie istniały problemy moich rodziców, rodziców moich przyjaciół, rodziców moich znajomych, rodziców wszystkich dzieci na świecie, żeby każde miało swój pokój, swój dom, obojga rodziców, śniadanie, obiad, kolację i swoją kochaną zabawkę.
                Bardzo bym chciała, żeby nie było chorób, żeby dzieci nie musiały żegnać swoich rodziców i dziadków, a dziadkowie swoich dzieci i wnucząt. Chciałabym, żeby nie było cierpienia, które nam wtedy towarzyszy, bólu, zmartwień, obaw. 
                Miłości też bym chciała. Miłości, która opadnie delikatnie na cały świat. Żeby ludzie zamiast kłótni, skakali sobie w ramiona, żeby posiniaczone ręce, nogi brzuch, zamieniły się w delikatny, czuły dotyk, żeby słowa nienawiści przerodziły się w słowa " Kocham Cię".
               Pragnę, by świat poznał w końcu kres ludzkiej głupoty, żeby już nie było wypadków, głupich, przypadkowych katastrof w, których niewinni ludzie, dzieci tracą życie. Rozwalają się rodziny.
               Drogi Mikołaju, ja wiem, ja wiem, że może nie ja będę tym dzieckiem, które wysłuchasz i, że pewnie dostane kolejnego misia, piżamę bądź skarpetki, ale proszę, najbardziej w świecie marzę, żeby kiedyś znalazło się takie dziecko, które będzie pragnąć tego co ja i, że własnie Jego spełnisz marzenia!

                                                                                                                       Maja


A TY? O CO PROSIŁEŚ ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA?

środa, 3 grudnia 2014

Lubię to

                   Czasami lubię usiąść. No i jak już usiądę to lubię siedzieć. Siedząc lubię myśleć, a myśląc lubię wymyślać.

                   Wymyślając lubię marzyć, a marząc lubię myśleć o realizacji moich wymyślonych marzeń.

                   Realizując, lubię się rozwijać, a rozwijając się lubię myśleć o moich wcześniejszych myślach i marzenia, co sprawia, że znowu marzę.

                   No, a marząc o moich marzeniach, które lubię potem spełniać, rzecz jasna, że się męczę.

                  Myśląc o marzeniach, czasami lubię usiąść. No i jak już usiądę to lubię siedzieć. Siedząc lubię myśleć, a myśląc lubię wymyślać.

                 Wymyślając lubię marzyć, a marząc lubię myśleć o realizacji moich wymyślonych marzeń.

                  Realizując. lubię się rozwijać, a rozwijając się lubię myśleć o moich wcześniejszych myślach i marzenia, co sprawia, że znowu marzę.

                   No, a marząc o moich marzeniach, które lubię potem spełniać, rzecz jasna, że się męczę.
                   Czasami lubię usiąść. No i jak już usiądę to lubię siedzieć. Siedząc...


       Chyba pora zacząć myśleć na stojąco.
                                                                                                                                     ~ Maja



                                                                                                                         


                 

sobota, 29 listopada 2014

Rozdwojenie jaźni

                    Czy potrafisz być jednocześnie szczęśliwym i nieszczęśliwym?! Wydaje mi się, że nawet największe powodzenia, szczęście, miłość potrafią nam dać ogromne preteksty do zmartwień. Kiedy kogoś kochamy, boimy się utraty miłości i jego uczuć,kiedy cieszymy się z narodzin dziecka, momentalnie zaczynamy się martwić o jego przyszłość i zdrowie, a jak "otwiera nam się bramka" do spełnienia najskrytszych marzeń, boimy  się, że nam się nie uda, że nie podołamy zadaniu.
                   Czemu tak jest? Czemu człowiek z natury boi się tak naprawdę wszystkiego? Czy nie potrafimy się cieszyć naszym szczęściem chociaż przez chwilę zapominając o przyszłości? Czy nie możemy być chodź trochę bezinteresownie szczęśliwi?
                   Trzeba się bardzo postarać, żeby żyć tu i teraz. Znam bardzo mało ludzi, a praktycznie nikogo kto żyje zasadą carpe diem. Sama kiedyś próbowałam. Mając 17 lat nie jest to może, aż tak trudne, jednak też nieproste. Większość z nas myśli o przyszłości, układa plany w głowie, marzy. Będąc szczęśliwym tu i teraz, kochając, myślisz o wspólnych wakacjach, życiu... to sprawia, że także się boisz. Boisz się samotności,utraty życia w dążeniu do upragnionego celu, czy straty bliskiej osoby. Ile razy ja nie zrobiłam czegoś, czego pragnęłam, strach mnie paraliżował, a teraz żałuję bo mogłam być parę kroków do przodu. 
                   Problemy potrafimy wymyślać sami, robimy to bardzo często. Kiedy jesteśmy szczęśliwi i nie ma się czego przyczepić, w brew pozorom prowadzimy idealne życie, to my i tak zaczniemy symulować problemy, a nawet czasami je wymuszać.To czyni naprawdę szczęśliwego człowieka, człowieka pozornie nieszczęśliwym.
                   Głupie, prawda? 

                                                                                                                               ~ Maja

wtorek, 25 listopada 2014

10 RZECZY KTÓRE SPRAWIAJĄ, ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWA


             Dziesięć rzeczy, które sprawiają, że jestem szczęśliwa i chociaż na chwilę potrafię zapomnieć o wszystkich, a przynajmniej większości problemach, które mnie otaczają?
     Daria (Written by Dasha) dała mi naprawdę trudne zadanie. Musiałam się nad tym zastanowić, przyznaję nie małą chwilkę. W czasie kiedy rzeczywiście potrzebujesz odskoczni od wszystkiego co Cie otacza,a stare przyjemności wcale nie cieszą, nie jest to najłatwiejsze zadanie.
     PO PIERWSZE, wydaje mi się, że jednym z moich najlepszych lekarstw na smutki są marzenia. To do nich uciekam jak najczęściej tylko mogę. Uwielbiam snuć urocze intrygi, obmyślać plany na przyszłość lub po prostu fruwać w obłokach. Poprzez marzenia tworzę swój rąbek idealnego świata.
     PO DRUGIE - wysiłek fizyczny. Wydaje mi się, że jak każdy człowiek, ja też nie lubię być zmęczona i opadać z sił, jednak to mi w jakiś dziwny sposób bezgranicznie pomaga. Kiedy mam problem i nie wiem co z nim zrobić, mówiąc najprościej - katuję się ćwiczeniami fizycznymi. Jeszcze nie odkryłam w tym kryjącego się sensu; a po co to robię? a dlaczego? Pewnie do tego jeszcze dojdę.
     PO TRZECIE - muzyka. Jest to nieodłączna część mojego życia. Nic innego nie potrafi mnie tak wzruszyć, pocieszyć czy zasmucić. Towarzyszy mi wszędzie. Podczas jazdy samochodem, jadąc na rowerze, płacząc w poduszkę lub pospolicie na nuuuuuudnych lekcjach. 
     PO CZWARTE. Uwielbiam godzinami wpatrywać się w monotonny widok za moim oknem, popijać moją ulubioną herbatę i wygrzewać się przy kaloryferze. Ta monotonia pozwala mi się wyciszyć i uspokoić. Mogę wtedy myśleć racjonalnie i nie reagować na żadne inne bodźce. 
     PO PIĄTE. Nie lubię monotonności ( za wyjątkiem mojego widoku z okna ), a za tym idzie moje ogromne zamiłowanie do zmian. Mój pokój jest jedną, wielka przechowalnią sentymentalnych staroci. Zawsze w nim coś zmieniam, udoskonalam, robię przemeblowania. Chyba nie było tygodnia żeby nic się w nim nie zmieniło. 
    PO SZÓSTE - moi przyjaciele! Nie mam pojęcia czy wiedzą ile dla mnie znaczą, a znaczą wiele! Bez nich byłabym zupełnie inna i zapewne wcale nie lepsza (no dobra może bardziej spokojna i opanowana, ale to do wariatów świat należy). Nikt mnie nie potrafi pocieszyć jak Oni. Uważam, że jednym z największych nieszczęść jest brak przyjaciela, a ja mam ich, aż tylu!W tym przypadku jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą i wiem, że mówiąc o Nich - przyjaciel, nie rzucam tego słowa na wiatr.
    PO SIÓDME - PODRÓŻE! To mnie napędza do życia. Jest jeszcze tyle miejsc, które muszę zobaczyć - Fiji, Polinezję Francuską, Amsterdam, Mauretanię... Gdybym dzisiaj się dowiedziała, ze umrę za parę dni, powodem mojego załamania nie byłoby to, że mam dopiero 17 lat, tylkoo to, że nie zobaczyłam jeszcze tych wszystkich przepięknych miejsc.
    PO ÓSME. Czynność, która mnie uszczęśliwia to pisanie. Chyba nic poza wykrzyknięciem wszystkich emocji w poduszkę, nie jest w stanie mnie tak uspokoić. Uwielbiam przelewać myśli na papier. To takie kojące uczucie kiedy widzę kolejna zapełniającą się kartkę od atramentowych słów. Dzięki temu mogę stworzyć swój azyl w jednym zeszycie.
    PO DZIEWIĄTE. Coś co potrafi mnie bezgranicznie uszczęśliwić, choćby na jeden, krótki moment to to jak ktoś mnie przytuli. Czuję się w takich chwilach bezpieczna, zrozumiana. Nic tak nie potrafi pocieszyć, podziękować, ukoić jak jeden niepozorny uścisk.
    PO DZIESIĄTE i ostatnie. Powinien to być punkt kulminacyjny wszystkiego co do tej pory wyskrobałam ,ale niestety nie nastąpi, bo chciałam tylko napisać, że nic nie czyni mnie tak szczęśliwą jak obecność drugiej osoby obok mnie. Ja po prostu boje się samotności.
    Chciałam podziękować Darii za"rzucone wyznanie", w końcu dało mi to siłę mobilizacji i czuję, że będę pisać coraz częściej. Trochę jednak wypadłam z wprawy. Jeżeli chcecie możecie w komentarzach napisać co Was  uszczęśliwia.

Ps. Chciałam sprostować ostatni wpis na blogu pt."Jesień". Tegoroczna jesień okazała się najlepszym i najszczęśliwszym czasem w moim życiu, była ona czasem na wszystko. Cały przypuszczalny pesymizm zamienił się w optymizm i szczęście.  

                                                                                                                                    ~Majka

wtorek, 23 września 2014

JESIEŃ.


JESIEŃ.


                 No i nadeszła najmniej lubiana przeze mnie pora roku - jesień. Najpierw widok złotych liści mieniących się na tle błękitnego nieba, a potem miasta ociekającego wodą po salwach zimnego deszczu. W tym okresie nie chce mi się nic. Jak tylko nie muszę, to nie wychylam czubka swojego nosa za próg domu. Wtedy najbardziej wciągają mnie książki w swoją otchłań, marzenia porywają mnie z rzeczywistości na długie chwile, para z gorącej herbaty miesza się z powietrzem, a krople deszczu stukają w okno. Włóczę się po domu niczym zjawa, w niedbale przewiązanym szlafroku i z roztarganymi włosami. To są chwile dla mnie. Często jest "coś" przytłaczającego w tym czasie, powietrze staje się cięższe, oddychanie męczy. Świadomość utraty lata, beztroski. Obowiązki. Nie czas na miłość, nie czas na zabawę, czas na nic, a nic jest w tym znaczeniu wszystkim. Wszystkim co mnie nie interesuje, a interesować powinno. Marzeniem dnia, marzeniem nocy dla mnie jest wtedy gruby koc, stos poduszek, muzyka.. Gdy mam to wszystko mogę leżeć, patrzeć się w sufit, nie robić nic, tylko myśleć, zatracić się w sobie, lecz sielanka nie trwa wiecznie. Wtedy przychodzi sumienie i mówi "Co Ty wyprawiasz?".  Życie przeminie, a ja nie mogę go bezczynnie przeleżeć. Muszę trzasnąć drzwiami domu i wrócić do życia, a życie musi wrócić do mnie.



                                                                                                          ~ Maja

wtorek, 2 września 2014

SUMMER ENDING

   Dzisiaj jak wchodziłam po szerokich schodach w mojej szkole, przyglądałam się przechadzającym się uczniom z podręcznikami w objęciach, gawędzącym nauczycielom, rozmowom na zatłoczonych korytarzach i nagle zaczęły mi przechodzić liczne sceny mich CUDOWNYCH wakacji przez myśl. Wiem, że to jest takie mówienie o czymś co nie wróci, ale każdy lubi mieć wspaniałe i śmieszne wspomnienia. Ja w te wakacje pomimo przeżycia takich chwil mogę powiedzieć, że poznałam paru cudownych ludzi i mimo tego że z niektórymi, miałam niedługi kontakt to i tak wiele wnieśli do mojego życia, choćby samą rozmową. Oprócz poznania tych wspaniałych paru osób, poznałam również samą siebie, swoje potrzeby i zaczęłam od siebie wymagać.
                 Uważam, że każdy w życiu powinien wyznaczać sobie złote środki i ja sobie taki też wyznaczyłam. Lipiec poświęciłam "podróżom", zabawom, imprezom, obijaniu się... Owszem jest to bardzo przyjemne niekiedy i każdy tego potrzebuje, ale nie dawało mi to komfortu psychicznego. Czułam, że nie robię nic, bo nic nie robiłam. Jak już wspomniałam lipiec był leniwy, ale w sierpniu postanowiłam się wziąć za siebie. Poszłam do pracy, uważam, że praca w moim wieku jest czymś dobrym, po naszej pierwszej wypłacie możemy dopiero zrozumieć rodziców jakie trudy wkładają w nasze codzienne wychowanie i wszelakie zachcianki ( więc jak będziesz chciał kolejną parę nike, to zastanów się ile godzin musi pracować na nie twoja mama lub tata ).  Praca uczy nas odpowiedzialności i wprowadza powoli w dorosły tryb życia. Oprócz tego zaczęłam się uczyć, nie siedziałam przy książkach cały miesiąc, ale uczyłam się historii w wolnych chwilach zamiast siedzieć przed telewizorem, ale może to po prostu sprawia mi przyjemność. 
                 Jest to przytłaczające, za niedługo zaczną się sypać liście z drzew, deszcz będzie zalewał nasze miasta, a rankami będzie je otulać mgła. My razem ze słabym słońcem przyćmionym chmurami będziemy wstawać do szkoły, pracy, ale w naszej pamięci pozostaną wspaniałe wspomnienia, znajomości, a może i nawet miłość.

Ps. Dziękuję bardzo moim przyjaciołom i wszystkim ludziom, których poznałam w te wakacje, za wspaniale spędzone chwile, cudowne wspomnienia i  godziny rozmów :)

                                                                                                                                                ~Maja

Alicante, Hiszpania 




Jastarnia 






Lloret de Mar, Hiszpania

urodzinowa domóweczka

rodzinny obiadek

Wrocław

zdjęcia z Olą





Wake Lake, Hubertus/ Mysłowice 


sobota, 23 sierpnia 2014

Wrocław

            Kiedy się ma te "prawie" osiemnaście lat, pragnienie podróżowania ( przynajmniej w moim przypadku ) jest jeszcze większe niż gdy było się dzieckiem, które poznawało powoli życie, bo to właśnie teraz jest czas w którym zadajemy sobie te trudne pytania, często bez odpowiedzi i układamy powoli kostki na drodze naszego życia. Jednak kiedy nie ma się jeszcze w dowodzie równych 6 592 dni to podróżowanie a własną rękę staje się czymś o wiele trudniejszym, dlatego małymi kroczkami zaczynajmy poznawać co to znaczy słowo "podróż". Nie wiem jak Wy, ale ja swoje własne podróżowanie, za własne pieniądze, na własną rękę, bez rodziców, bez pomocy, zaczynam właśnie w Polsce. Pierwszym moim przystankiem kilka lat temu był Kraków, jak miałam te piętnaście lat, to była dla mnie podróż życia! Następnie Jastarnia w te wakacje, ale to w innym poście, tydzień temu - Wrocław.
           Aż wstyd się przyznać, ale dopiero tydzień temu pierwszy raz byłam we Wrocławiu. Dostałam bilety na urodziny od mojej przyjaciółki no i pojechałyśmy... Chciałabym powiedzieć, ze Wrocław według mnie jest pięknym i wspaniałym miastem, ale nie mogę.. Rozczarował mnie, może za dużo się nasłuchałam jak tam jest wspaniale? Brakowało mi klimatycznych kawiarni ( bo ja do minimalistek nie należę ), miejsc do spacerowania, brakowało mi "tego czegoś", owszem rynek jest całkiem ładny, ale nie piękny, jednak zawsze staram się wyszukiwać plusy we wszystkim! Podobały mi się kolorowe kamieniczki, niektóre budynki, ludzie, jednak najbardziej mnie przybliżyło do wspaniałych wspomnień z Wrocławia to, to co tam przeżyłam, ale to pozostanie tylko i wyłącznie w mojej pamięci. Kiedyś siądę w bujanym fotelu z Sonią ( moją przyjaciółką ), może za jakieś 50 lat i będziemy wspominać, przeglądać zdjęcia i uważając żeby nie wyleciały nam sztuczne szczęki od śmiechu !

parę zdjęć niżej:


                                                                                 ZENIT 122


















~ Maja