JESIEŃ.
No i nadeszła najmniej lubiana przeze mnie pora roku - jesień. Najpierw widok złotych liści mieniących się na tle błękitnego nieba, a potem miasta ociekającego wodą po salwach zimnego deszczu. W tym okresie nie chce mi się nic. Jak tylko nie muszę, to nie wychylam czubka swojego nosa za próg domu. Wtedy najbardziej wciągają mnie książki w swoją otchłań, marzenia porywają mnie z rzeczywistości na długie chwile, para z gorącej herbaty miesza się z powietrzem, a krople deszczu stukają w okno. Włóczę się po domu niczym zjawa, w niedbale przewiązanym szlafroku i z roztarganymi włosami. To są chwile dla mnie. Często jest "coś" przytłaczającego w tym czasie, powietrze staje się cięższe, oddychanie męczy. Świadomość utraty lata, beztroski. Obowiązki. Nie czas na miłość, nie czas na zabawę, czas na nic, a nic jest w tym znaczeniu wszystkim. Wszystkim co mnie nie interesuje, a interesować powinno. Marzeniem dnia, marzeniem nocy dla mnie jest wtedy gruby koc, stos poduszek, muzyka.. Gdy mam to wszystko mogę leżeć, patrzeć się w sufit, nie robić nic, tylko myśleć, zatracić się w sobie, lecz sielanka nie trwa wiecznie. Wtedy przychodzi sumienie i mówi "Co Ty wyprawiasz?". Życie przeminie, a ja nie mogę go bezczynnie przeleżeć. Muszę trzasnąć drzwiami domu i wrócić do życia, a życie musi wrócić do mnie.
~ Maja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz